Zbieranie znaczków czy niedzielne wyprawy rowerem na biwak mogą dostarczyć wielu niezapomnianych wrażeń, ale trudno uznać, by aktywności te miały uzależniającą moc. Co innego, kiedy mówimy o najbardziej ekstremalnych pasjach świata.
Ludzie, którzy potrafią postawić swoje zdrowie na szali w kontekście uprawiania ekstremalnych dyscyplin sportowych, często mówią o uzależnieniu od wydzielanej adrenaliny. Ryzyko, granie vabank, stawianie wszystkiego na jedną kartę, to najczęściej pojawiające się argumenty, kiedy w perspektywie jest przekraczanie kolejnych granic.
Szybciej niż inni – F1, dirt jumping
Rekordy prędkości zdarzają się Formule 1 nagminnie. Rekord toru, rekord okrążenia, najszybsze przyspieszenie do setki. Za rekord prędkości wszechczasów w F1 uchodzi natomiast 378 km/h, które w 2016 roku osiągnął na prostej w Baku fiński kierowca Valtteri Bottas. I nie jest to ostatnie słowo w Formule 1, bo pojazdy te są w stanie minąć barierę 400 km/h. I choć F1 potrafi spowodować wydzielanie adrenaliny nie tylko u zawodników, ale również wśród licznych widzów z zapartym tchem obserwujących wyścigi, to wśród dyscyplin sportowych moglibyśmy znaleźć równie ekstremalne konkurencje. Choć na pierwszy rzut oka rower nie kojarzy nam się z rekordami prędkości, to jednak ewolucje na tych pojazdach mogą przyprawiać o gęsią skórkę. Dyscypliną, która należy do szczególnie ryzykownych, jest dirt jumping, czyli wykonywanie skomplikowanych ewolucji na rowerach BMX lub MTB na specjalnie przygotowanym torze lub leśnych bezdrożach. Jeśli chcielibyście spróbować choć raz, pamiętajcie przynajmniej o amortyzacji przedniego widelca w rowerze. Inaczej może mocno zaboleć.
Wyżej niż inni – zjazdy na nartach, base jumping
Standardowe trasy dla doświadczonego narciarza po pewnym czasie mogą wywoływać znużenie. Ot, kilka prostych ewolucji i zjazd w dół. Znacznie ciekawiej może być poza trasą, w trudno dostępnych miejscach. Na przykład w takich, gdzie dotrzeć można wyłącznie przy pomocy śmigłowca. Już sama trasa do góry wydaje się mocno ekstremalną przygodą, ale prawdziwa adrenalina pojawia się, kiedy zjeżdżamy w bezkresną przepaść, jaką z perspektywy wielkiej góry wydaje się świat. Mimo tego zjazdy ekstremalne na nartach ze zboczy gór, czy pomiędzy różnymi przeszkodami cieszą się coraz większą popularnością. Balansowaniem na granicy życia i śmierci wydaje się natomiast base jumping, a więc skoki ze spadochronem z wieżowców w centrach miast, urwisk górskich i wielu obiektów, od których wolelibyśmy trzymać się z daleka. Psycholodzy sportowi przyrównują tę aktywność do jazdy szybkim autem po zatłoczonym mieście. To zajęcie, gdzie na podjęcie jedynie słusznej decyzji pozostają ułamki sekund. Nic dziwnego, że base jumping uchodzi za najbardziej niebezpieczny sport świata. Dlatego, by go trenować, rozpoczyna się od klasycznych skoków spadochronowych. Wydawałoby się, że tak ekstremalna pozycja w galerii dyscyplin sportowych, jak skok ze stratosfery nie będzie platformą do częstego bicia rekordów. A jednak! W roku 2012 skok z 39 kilometrów wykonał Austriak Felix Baumgarten. Dwa lata później przebił go Amerykanin Alan Eustace, który skoczył na ziemię z 41 kilometrów.